Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 12 maja 2025

Zakażenie pierwotniakiem Giardia lamblia – moje doświadczenia.

Odkąd zajmuję się kotami, miałam okazję zetknąć się z wieloma pasożytami, ale Giardia lamblia zdecydowanie należy do tych, które potrafią spędzić sen z powiek – zarówno opiekunowi, jak i weterynarzowi. Chciałabym dziś opisać moje osobiste doświadczenia z tym pierwotniakiem, bo wiem, że wielu opiekunów boryka się z podobnym problemem, często nawet nie wiedząc, że za uporczywą biegunką u kota stoi właśnie giardia.

Jak to się zaczęło?

Pierwszy raz zetknęłam się z giardią, kiedy do mojego domu tymczasowego trafił mały, zabiedzony kotek z interwencji. Miał ledwo dwa miesiące, był wychudzony i cierpiał na przewlekłą biegunkę o bardzo nieprzyjemnym zapachu. Początkowo myślałam, że to typowe zaburzenia pokarmowe po zmianie diety – klasyka u kociąt z trudną przeszłością. Jednak mimo lekkostrawnego jedzenia i leków osłonowych, stan się nie poprawiał. Minęło kilka lat i tym razem problem dotknął moje domowe, nie wychodzące koty. Zauważyłam dziwne objawy u jednego kota (wymioty żółcią, brak apetytu, osowiałość), zrobiłam mu podstawowe badania, które wyszły dobrze. 

Zaczęłam myśleć, że koty coś zjadły co im zaszkodziło, czytając różna wpisy w internecie zaczęłam się zastanawiać czy to nie karma spowodowała problemy. Objawy pojawiały się i ustępowały po kilku dniach. Potem po kilku dniach wracały. Zrobiłam badania także drugiemu kotu.

Zauważyłam w wynikach, że eozynofile są podwyższone co może wskazywać na pasożyty. Postanowiłam zbadać kał na obecność pasożytów.

Trzy dni zbierałam próbki kału (zebrane trzymałam w lodówce) i zleciłam badanie. Podstawowe na pasożyty i specjalne na Giardia.

Diagnoza – czyli gdzie czai się problem

Dopiero po wykonaniu specjalistycznych badań kału – konkretnie testu Elisa – wyszło, że mamy do czynienia z Giardia lamblia. To pierwotniak, który bardzo łatwo się przenosi, zwłaszcza w miejscach, gdzie koty mają ze sobą częsty kontakt – jak schroniska, domy tymczasowe czy hodowle. Zanieczyszczona woda, kontakt z zainfekowanymi odchodami, a nawet miska mogą być źródłem zakażenia. Moje koty nie wychodzą i można pomyśleć, że nie powinno dojść do zakażenia. Nic bardziej mylnego. Pierwotniaka można przynieść do domu na podeszwach butów. Pasożyt jest bardzo odporny i bardzo długo może przebywać po za ustrojem kota. Prawdopodobnie ktoś z domowników wdepnął w odchody kota lub psa i potem wszedł do mieszkania. Jeśli kot wdepnął w ślad po bucie a potem wylizał łapkę mogło dojść do zarażenia.

Leczenie – cierpliwość i konsekwencja

Najskuteczniejszym lekiem okazał się u nas metronidazol w tabletce. Niestety jest to bardzo gorzki lek. Przekonałam się o tym podając go mojemu kocurkowi. Nie udało mi się idealnie podać tabletki i kot ją wypluł jednocześnie strasznie się spienił. Zaczął się koszmar z podaniem tabletki, kot stał się agresywny i mocno mnie pokaleczył. Z podaniem leku u kocicy nie było problemu.

 Bardzo ważne było równoczesne leczenie wszystkich kotów w domu dlatego postanowiłam tabletkę rozgnieść w moździerzu a następnie wsypać ją do żelowej kapsułki po probiotyku. To był strzał w dziesiątkę. Oba koty dostały lek przez 7 dni.

Do tego musiałam codziennie czyścić kuwety i wyparzać je wrzątkiem z dodatkiem domestosa (uwaga bo jest bardzo trujący dla kotów). Wsypywałam troszkę żwirku i codzienni całość wyrzucałam. Kocyki i legowiska wyprałam w wysokiej temperaturze. To była naprawdę żmudna walka, ale warto było. Po tygodniu leczenia zrobiłam przerwę i wykonałam ponownie badanie kału. Wyniki były negatywne. Udało się!!

Co warto zapamiętać?

  • Uporczywa biegunka, wymioty bez przyczyny, przelewanie w brzuchu kota, powinny zwrócić naszą uwagę, że coś jest nie tak.

  • Nie każde laboratorium wykryje giardię – warto zrobić testy antygenowe.

  • Leczenie musi być kompleksowe – leki, higiena i izolacja to podstawa.

  • Nawet po ustąpieniu objawów, należy powtórzyć badanie kału po kilku tygodniach.

Moje przemyślenia

Z własnego doświadczenia wiem, że często szukamy przyczyny nie tam gdzie ona jest. Spotkałam na swojej drodze kilku klientów, którzy za moją radą zbadali kał i okazało się, że powodem biegunki nie była karma a pasożyt. Ja też na początku miałam wątpliwości. Wyparcie (nie możliwe, przecież koty nie wychodzą), dezinformacja (wiele osób mówi o zatruciach karmą).

Zakażenie Giardia lamblia może wyglądać niepozornie (czasem objawy nie są oczywiste), ale jego leczenie wymaga naprawdę dużej uwagi. Dzięki tej sytuacji nauczyłam się, jak ważne są profilaktyka, szybka diagnoza i współpraca z zaufanym weterynarzem. Jeśli podejrzewasz, że Twój kot może być nosicielem giardii – nie zwlekaj. Im szybciej podejmiesz leczenie, tym mniejsze ryzyko nawrotu i zarażenia innych zwierząt.

Jeśli masz pytania lub przechodziłaś/łeś podobną sytuację – napisz do mnie! Wiem, jak bardzo potrzebne jest wsparcie i sprawdzone porady w takich chwilach.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Też mierzyłam się z tym problemem. Od tego czasu zagościł u mnie w domu mop parowy i cotygodniowe czyszczenie nim podłóg. Polecam