Każdy
posiadacz zwierzaka prędzej czy później przeżywa chwilę, gdy
jego pupil odchodzi, za tęczowy most. Czasem tracimy je nagle,
czasem odchodzą przez chorobę czy starość. Każde takie odejście
jest bardzo trudne, szczególnie jeśli sami musimy podjęć decyzję
o eutanazji kochanego psa czy kota.
Dzisiejszy post będzie smutny, gdyż taki smutek mam w sercu. Kolejny raz pożegnałam ukochane zwierzę.
Przez
moje ponad czterdziestoletnie życie przewinęło się dużo kotów,
i kilka psów, świnki morskie, szczurek, papugi... Każdą śmierć
bardzo przeżyłam. Tym razem jest trudniej, bo decyzję o tym, czy
mój kot ma żyć, czy nie musiałam podjąć sama. Wczoraj o 17:15 mój czarny Świruś został uśpiony. Po ponad
sześciomiesięcznej walce z chorobą, skróciłam jego cierpienia.
Lekarze nie potrafiło mu pomóc, a ostatnie wyniki badań nie
rokowały dobrze. USG wykonane przez specjalistę wykazało bardzo
duże zwapnienia na dnie pęcherza moczowego, blisko ujścia cewki
moczowej. Pogrubienie ścianek pęcherza, co spowodowało, że
przestał się prawidłowo rozciągać. Rokowania lekarza
potwierdziły się. Kocur ponownie przestał sikać, nie udało się
go zacewnikować, a kolejne USG wykazało znaczne powiększenie się
obszaru zwapnienia. Prawdopodobnie ujście cewki moczowej zostało
zablokowane od środka. Mimo dwudniowych prób „odetkania kota”
nie udało się udrożnić cewki. Świruś słabł w oczach i widać
było, że cierpi. Po konsultacji z lekarzem podjęłam
najtrudniejszą decyzję
Najtrudniej jest pogodzić się ze śmiercią kota czy psa, którego wychowaliśmy od małego.
Większość weterynarzy bezceremonialnie informuje nas o konieczności uśpienia. Ta beznamiętna propozycja nie wynika z ich obojętności, a z wiedzy i doświadczenia, że to często tylko niepotrzebne przedłużanie cierpień zarówno pupila jak i opiekuna. Ponadto, kierując się wyrzutami sumienia, litością, fałszywą nadzieją, zazwyczaj sami nie potrafimy podjąć tej decyzji.
I co dalej...?
Najtrudniej jest pogodzić się ze śmiercią kota czy psa, którego wychowaliśmy od małego.
Większość weterynarzy bezceremonialnie informuje nas o konieczności uśpienia. Ta beznamiętna propozycja nie wynika z ich obojętności, a z wiedzy i doświadczenia, że to często tylko niepotrzebne przedłużanie cierpień zarówno pupila jak i opiekuna. Ponadto, kierując się wyrzutami sumienia, litością, fałszywą nadzieją, zazwyczaj sami nie potrafimy podjąć tej decyzji.
I co dalej...?
Jestem w domu, jestem w sklepie, i ciągle rozglądając się za moim pupilem. Czekam aż przyjdzie i wskoczy na ladę, albo będzie miauczał, aby go wziąć na kolana. Dziś odruchowo umyłam dwie miseczki i odstawiłam na miejsce. Wandzia (moja kocica) chodzi po domu i go szuka, nawołuje. Jak jej wytłumaczyć, że go nie ma? Po domu nadal porozrzucane są jego ulubione zabawki. Jest mi bardzo ciężko, ale życie toczy się dalej i wiem, że za jakiś czas ból minie. Muszę sobie z nim poradzić. Jak to zrobić?
Jak
pogodzić się ze śmiercią kota?
Pierwszą
i najważniejszą rzeczą jest niedopuszczenie do poczucia winy.
Wiem, że zrobiłam co mogłam, wszystkie decyzje, które podjęłam, były
czynione z myślą o moim zwierzaku.
Ból
po stracie przyjaciela przybiera różne formy, ale zazwyczaj można
wyróżnić kilka etapów.
1. Szok. Gdy jest po wszystkim, nie wierzymy w to, co się stało; myślimy, że może można jeszcze wszystko cofnąć. Głaskałam jego martwy łebek i nie wierzyłam, że serce już przestało bić. Kazałam lekarce sprawdzić jeszcze raz, szukając zaprzeczenia, to nie koniec, on żyje tylko śpi.
2. Złość. Często na siebie, że zgodziliśmy się na eutanazję, na innych, byłam wściekła na lekarki, że zasugerowały uśpienie.
1. Szok. Gdy jest po wszystkim, nie wierzymy w to, co się stało; myślimy, że może można jeszcze wszystko cofnąć. Głaskałam jego martwy łebek i nie wierzyłam, że serce już przestało bić. Kazałam lekarce sprawdzić jeszcze raz, szukając zaprzeczenia, to nie koniec, on żyje tylko śpi.
2. Złość. Często na siebie, że zgodziliśmy się na eutanazję, na innych, byłam wściekła na lekarki, że zasugerowały uśpienie.
3.
Gdy ten etap minie przychodzi czas na:
wyciszenie, odizolowanie się. Chcemy być wtedy sami i powoli dociera do nas to, co się stało i to, że życie toczy się dalej.
5. Wyparcie i słowa „nigdy więcej kota!”
Kiedyś za każdym razem gdy traciłam kota robiłam sobie przerwę i długo nie brałam nowego zwierzaka i powiem Wam, że w moim odczuciu to był błąd. Brakowało mi kociego towarzystwa, a ból po stracie był jeszcze bardziej dotkliwy. Teraz staram się przechodzić szybko do kolejnej fazy
6. Akceptacji. Pogodzeniu się z tym, co się stało, decydując się na zapełnieniu pustki kolejnym mruczącym przyjacielem.
wyciszenie, odizolowanie się. Chcemy być wtedy sami i powoli dociera do nas to, co się stało i to, że życie toczy się dalej.
5. Wyparcie i słowa „nigdy więcej kota!”
Kiedyś za każdym razem gdy traciłam kota robiłam sobie przerwę i długo nie brałam nowego zwierzaka i powiem Wam, że w moim odczuciu to był błąd. Brakowało mi kociego towarzystwa, a ból po stracie był jeszcze bardziej dotkliwy. Teraz staram się przechodzić szybko do kolejnej fazy
6. Akceptacji. Pogodzeniu się z tym, co się stało, decydując się na zapełnieniu pustki kolejnym mruczącym przyjacielem.
Niektórzy mogą pomyśleć, że to bezduszne, stracić wyjątkowe zwierzę i od razu szukać zastępstwa, nowego towarzysza zabaw. Też tak kiedyś myślałam, jednak z doświadczenia już wiem, że nowe zwierze jest doskonałym lekarstwem na ból. Pozwala odwrócić myśli od tego, co smutne, zminimalizować ataki rozpaczy, które długo nam towarzyszą po śmierci przyjaciela.
Niestety tak to już jest, że najczęściej otoczenie nie rozumie naszego bólu (przecież to był tylko kot, pies) dobrze jest pogadać z innym kociarzem, miłośnikiem zwierząt. Opowieści o tym, co się stało oswajając rozpacz.
Niestety nie mamy wielkiego wpływu na to, jak długie będzie życie i zdrowie naszego zwierzaka, ale możemy mu stworzyć szczęśliwy i kochający dom na ten czas, który z nami spędzi.
4 komentarze:
Dzis w nocy podjelismy decyzje, najgorsza i najtrudniejsza decyzje. Nie mam sily na nic, nie potrafie zyc bez mojej kochanej koteczki, co mam robic? Sama przez to nie przejde
Współczuję :( Wiem, że to trudne. Będzie lepiej.
Przypadkiem trafiłam na ten blog szukając wytłumaczenia tego co się stało. Nie potrafię zrozumieć zaakceptować czuje się winna. Zastanawiam się co przeoczyłam, czego nie zauważyłam, nie dopilnowałam. Tydzień wcześniej znalazłam nadgryziony kawałek folii. Czy zbagatelizowałam sprawę? Ale przecież obserwowałam była zdrową radosną kotką no może troszkę kaprysiła z jedzeniem, ale nasza dziewczynka tak miała to było normalne zachowanie. Piszę bo może to pomoże mi zaakceptować, oswoić zrozumieć. Teraz czuję tylko winę, ból i straszną pustkę….
13 października niedziela piękny słoneczny dzień … normalny. Szykujemy się na wybory mają przyjechać znajomi jest zwyczajnie normalnie. …. kontem oka widzę moje dwa futrzaki jak wygrzewaj się na łóżku w sypialni coś tam mowie nie pamiętam… Nie pamiętam, jak przechodzi obok zajęta jestem parzeniem kawy krojeniem ciasta… nie pamiętam. Śmiejemy się rozmawiamy…. i wraca pamięć jak zeskakuje z parapetu wystawia języczek dyszy… pamiętam, że śmiejemy się ze pewnie się zgrzała, bo tak gorąco… ale latem było jeszcze cieplej i tak się nie zachowywała. Idzie na kafelki kładzie się dalej dyszy, wymiotuje – pewnie nie mogła się odkłaczyć….. ulga ale tylko na chwile bo leży dalej ciężko oddycha języczek wysunięty, zaczyna wokalizować ...panika, szukam w Internecie czy jest jakiś dyżur weterynaryjny dzwonię mówię co i jak pani mówi ze kończy dyżur ale będzie inny lekarz pod telefonem każe obserwować. Wytrzymuje tylko pół godziny dzwonię lekarz mówi ze to niepokojące objawy, żeby przyjechać … jedziemy do sąsiedniego miasta oddalonego zaledwie 16 km, ale są korki czas wlecze się, w końcu po 25 minutach jesteśmy na miejscu wbiegam do gabinetu jeszcze nie posprzątany po poprzednim pacjencie, chwila czekania i w końcu lekarz zajmuje się naszą dziewczynką. Objawy złożone dziwne wygląda jak przy zatruciu, szoku anafilaktycznym. Idą w ruch różne zastrzyki, kroplówka, tlen, temperatura w normie cukier lekko podwyższony. W sierpniu miała robione kompleksowe badania wszystko było w normie jak na 10 letnią kocicę. W międzyczasie próba zrobienia USG ale zaczyna sinieć, ślinić się. Odczekujemy uspokaja się objawy łagodnieją zaczynam odczuwać ulgę, kolejna próba usg takie pobieżne, bo zaczyna się denerwować, wydaje się raczej wszystko w porządku lekarz mówi ze strasznie błyszczy trzustka. Czekamy na działanie leków ja widzę wyraźną poprawę ale lekarz mówi ze kicia jest mało kontaktowa ze słabo reaguje. Czekamy, po 3 godzinach lekarz mówi ze to wszystko co mógł podać, ze teraz tylko czekać aż się ustabilizuje i ewentualnie rano zrobimy dokładne wyniki. Luna nie lubi weterynarzy zawsze jest zestresowana wiec może w domu szybciej dojdzie do siebie ale daje nam wybór możemy tez zostawić ją na obserwacje – Nidy w życiu- w razie pogorszenia mamy przyjechać. Wracamy do domu jak zwykle zła ze w transporterku, nie lubi tez jazdy autem. Zaczyna być normalnie prawie dobrze. W domu prosto do kuwety myślę jest dobrze- co nie kontaktuje jak wie gdzie jest kuweta. Wchodzi, wychodzi zaczyna wokalizować i znów ciężko dyszy. Wchodzi na wolierę za oknem dyszy patrzę i nic nie mogę zrobić daje jej spokój niech się uspokoi. Zeskakuje na podłogę idzie na kafelki jakby szukała chłodnego miejsca wstaje, przewraca się idzie kilka kroków mąż pobiegł po samochód, biorę ja na ręce przytulam tak jak zawsze, siedzimy złapała kilka razy oddech …… i spokój ………………………….. dzwoni mąż no czekam jedziemy szybko………. mówię tylko…………………. nie ma już potrzeby ………………….
Wiem jak się czujesz bo mi też umarło mi najblisze zwierzę 😓 akurat wczoraj moja papużka (rudosterka zielonolica) była przesłodka a tagże przytulańska i właśnie teraz szukałam co zrobić ale nic nie było o papużkach więc weszłam tu i może masz rację że trzeba zaakceptować jaki jest los...😊🙂
Prześlij komentarz