Zacznę jednak od początku moją opowieść. Ten kto śledzi mojego bloga wie, że jakiś czas temu pożegnałam mojego Świrusia, który przegrał z chorobą. Post o tym jak pogodzić się ze śmiercią ukochanego zwierzaka znajdziecie pod tym linkiem http://blog.kocimietka.pl/2016/06/jak-pogodzic-sie-ze-smiercia-zwierzaka.html. Moja kocica, która zawsze miała towarzystwo została sama więc postanowiłam się rozejrzeć za kolejnym kotem. Na początku chciałam spełnić moje marzenie o kocie rasowym. Odwiedziłam hodowlę kotów Rosyjski Niebieski ale niestety z kotkiem, który był do sprzedania nie poczułam więzi. Wiem, że to brzmi dziwnie, zobaczyć kota i w 5 minut poczuć do niego więź ale kot musi mieć to coś, nie wiem co...
Dzień po mojej wizycie u kociaków zadzwoniła do mnie znajoma z Fundacji FOP Wrocław z informacją, że mają mnóstwo kociaków do adopcji i abym ich odwiedziła to może u nich jakiegoś wybiorę. Jeszcze tego samego dnia pojechałam oglądać maluchy. To było to. Małe puchate kocie biedy. Kolejne kotki sierotki postanowiłam przygarnąć pod swój dach. Z synem wybraliśmy parkę maluszków bo doszłam do wniosku, że dwa kociaki to lepsze rozwiązanie niż jeden maluch dla mojej ponad trzy letniej kotki rezydentki Wandzi. Kociaki miały 3 tygodnie więc musiałam poczekać aby je zabrać do domu.
Po miesiącu uzbrojona w nowy transporter i torbę darów w postaci karmy dla Fundacji pojechałam po kotki. Tak, wiem, że kociaki powinny zostać jeszcze przy matce ale DT fundacji pękają w szwach i zabierając je zrobiłam miejsce na kolejne maluszki wyciągnięte z ciemnej piwnicy czy uratowane przed utopieniem. Maluszki szybko zaaklimatyzowały się w nowym domu. Do swojej dyspozycji dostały cały pokój. Ale niestety nie wszystko było tak kolorowe jak się wydaje. Maluchy razem czuły się raźniej ale jednak rozłąka z rodzeństwem i matką odbiła się na
ich zachowaniu. Mimo tego samego żwirku, kociaki zaczęły sikać po za kuwetą. Po dwóch dniach zaczął się także problem z luźną kupą. Pokój syna, który stał się ich pokojem przekształcił się w kocią kuwetę. Maluchy sikały gdzie popadło, podłoga, tapczan, drapak. Myślę, że przyczyną problemów z kuwetkowaniem był stres i biegunka. Kotkom kuweta zaczęła się kojarzyć z bólem. Udało mi się wyprowadzić kocurka i on już od jakiegoś czasu robi ładne twarde kupki, zaczął też ładnie korzystać z kuwetki. Z kociczką musiałam pojechać do weterynarza bo nic nie pomagało. Obecnie nadal dostaje leki ale widać poprawę. Ona niestety nadal sika po za kuwetą. dlatego postanowiłam drastycznie zmienić żwirek aby zatrzeć złe wspomnienia u małej. Do kuwetki zamiast żwirku kukurydzianego GreenCat wsypałam bentonitowy Benek Compakt. Udało się, zaczęła chodzić do kuwetki i już mniej sika po za. Po kilku dniach pobytu w moim domu zaczęłam także integrację maluchów z kocicą. Wskazówki jak przeprowadzić dokocenie z sukcesem znajdziecie w tym poście. http://blog.kocimietka.pl/2014/10/dokocenie.html Przeprowadziłam już kilka takich integracji. Często spotykam się z pytaniem ile trwa zanim koty się polubią, zaakceptują. Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na nie. Każdy kot jest inny i należy do każdego podejść indywidualnie.
Gdy zapoznawałam Wandzię ze Świrkiem po około dwóch tygodniach siadały obok siebie. Obecnie minęły już trzy tygodnie a Wandzia nadal nie do końca zaakceptowała maluchy. Pozwala im już siedzieć blisko na parapecie czy też w łóżku ale każdy kontakt oczy w oczy kończy się syczeniem, warczeniem i jej atakiem. Z każdym dniem jest coraz lepiej bo już kilka razy koty zjadły posiłek obok siebie ale są dni, że ona nie podejdzie nawet do miski w ich obecności i muszę dawać jej jeść w innym pomieszczeniu. Na początku wypuszczałam maluchy pod nadzorem na kilka minut, potem na godzinkę.
tak koty jadły 4 dni temu |
a tak wczoraj |
Podsumowując ostanie trzy tygodnie powiem Wam, że nie jest łatwo. Biorąc kotki pod swój dach trzeba liczyć się z różnymi konsekwencjami. Zasikane miejsca, problemy ze zdrowiem, problemy z opieką. Są wakacje i obecnie pisząc tego posta siedzę w domu na kanapie (maluchy śpią obok)
a mój mąż z synem są na urlopie w Chorwacji. Nie chciałam maluchów zostawiać pod opieką obcych i wolałam zostać i sama się nimi zajmować. Podejmując się opieki nad jakimkolwiek zwierzęciem trzeba być odpowiedzialnym i świadomym.
Nie zanudzam Was już opowieściami. Pokażę Wam kilka zdjęć maluchów poniżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz